Początek lutego 1969 r.
na ostatnim, czwartym roku
Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego
Piesze dla nas Romek Kulikowski
Początek lutego - z częścią mojej grupy ćwiczeniowej zdałem u doc. Jana Jończyka ważki i trudny egzamin z prawa pracy, będąc już u progu zaliczenia 7 semestru studiów.
Postanowiliśmy to uczcić piwną biesiadę w Restauracji Ratuszowa w Rynku. Niestety po pewnym czasie skończył się tam popijany przez nas Full Light – na mocniejsze trunki byliśmy za słabi finansowo. Wobec tego z paroma niezaspokojonymi procentowo przyjaciółmi a konkretnie z Lotarem K. i Włodkiem K. wyruszyliśmy z Rynku w kierunku znanej nam, (aktualnie już od wielu lat nie istniejącej) Restauracji Klubowa, nieopodal hotelu i restauracji Monopol, gdzie zwykle piwa nie brakowało. Maszerując już ulicą Franciszkańską spotkaliśmy zmierzającego również w kierunku Klubowej przesympatycznego młodego człowieka w stanie wskazującym na spożycie, który raźnie dołączył do naszego wesołego towarzystwa. Przy wejściu do Klubowej zorientowaliśmy się, że nie dostaniemy się do restauracji bo już jest absolutny komplet gości i więcej nikogo nie wpuszczają, a do tego liczna kolejka spragnionych oczekujących na schodach by ewentualnie zwolniło się jakieś miejsce. Ale Lotar, przez wejściowe oszklone drzwi do restauracji na 1 piętrze, dostrzegł w środku i nawiązał kontakt z dobrze znanym nam stałym bywalcem Klubowej, który zaoferował pomoc w … nielegalnym wejściu do restauracji przez okno od zaplecza, deklarując, że otworzy je nam od wewnątrz. Zostało to zaakceptowane i z przyjaciółmi oraz poznanym przed chwilą młodzieńcem ustawiliśmy się pod umówionym oknem, które po pewnym czasie zostało otwarte a znajomy wyciągnął do nas pomocne dłonie. Było to okno na wysokim parterze, wiec te pomocne dłonie były potrzebne, podobnie jak podsadzanie od dołu. Pierwsi z tej możliwości skorzystali przyjaciele, następnie ja, bo sympatyczny młodzieniec będąc słusznego wzrostu powiedział, że da sobie radę bez podsadzania, byle bym tylko po wejściu do wewnątrz podał mu ręce. Szykując się do okiennego wejścia przekazałem młodzieńcowi do potrzymania aktówkę, w której miałem indeks, studencką legitymację i gruby rękopis prawie ukończonej pracy magisterskiej z prawa finansowego, odebrałem go w tym dniu, po poprawkach, od Pani Profesor Krystyny Jandy – Jendrośki. Po wciągnięciu do wewnątrz przez Lotara, który nie czekając na nic udał się bezzwłocznie do sali restauracyjnej, wychyliłem się przez okno, by pomóc ostatniemu chętnemu i odebrać przekazaną do potrzymania aktówkę. Niestety pod oknem ani w pobliżu … nie było nikogo jak również mojej aktówki. Momentalnie otrzeźwiawszy z wszelkich emocji zgarnąłem z sali restauracyjnej Lotara i razem wyruszyliśmy ścigać złodzieja a przede wszystkim szukać cennej dla mnie zawartości aktówki. Były to jednak usiłowania bezowocne, podobnie jak też przeszukiwanie okolicznych koszy czy kubłów na śmieci itp. miejsc. Po złodzieju i aktówce śladu nie było. Po pewnym czasie zrezygnowaliśmy z różnokierunkowych pościgów czy poszukiwań i pogodzeni z losem udaliśmy się nocną porą do domów.
Przez ponad tydzień nie ujawniałem powyższego zdarzenia licząc, że ruszony sumieniem złodziej, po zorientowaniu się w zawartości aktówki, odeśle czy podrzuci na mój domowy adres, wpisany do legitymacji, przynajmniej rękopis mojej pracy magisterskiej. Nie doczekałem się … . Konsekwencją tego nieprzyjemnego dla mnie zdarzenia była konieczność ujawnienia tego faktu na uczelni oczywiście bez opisywania wstydliwych szczegółów - (w tej nieszczęsnej aktówce były dokumenty i mój skarb w postaci rękopisu pracy). Konieczne też stało się zamieszczenie stosownego ogłoszenia w prasie, na które (co oczywiste) nikt nie zareagował. Wpierw została mi wydana nowa legitymacja studencka a potem duplikat indeksu. W tym czasie było już jasne, że w tym roku akademickim nie zdołam w żadnej mierze odtworzyć utraconej pracy magisterskiej z prawa finansowego, którą miałem jako rękopis w jednym egzemplarzu i nad którą pracowałem prawie 2 lata w oparciu o materiały finansowe jednego z zakładów przemysłowych przy ulicy Legnickiej we Wrocławiu. (To nie były czasy komputerów a o pisaniu z kopią nikt nie myślał). Tym samym oczywiste było, że nie będę mógł w 1969 roku uzyskać tytułu magistra prawa.
Nigdy nie wiemy kiedy się do nas los uśmiechnie. Dzięki życzliwości i wsparciu zaprzyjaźnionego ze mną od wielu lat asystenta Romana Chalimoniuka, i za pośrednictwem Pani dr Teresy Janasz, zostałem zarekomendowany na przełomie lutego i marca 1969 r. na seminarium z prawa państwowego u Profesora Leszka Winowskiego. Pan Profesor w swojej łaskawości, życzliwości i zrozumieniu okoliczności sprawy, zaproponował mi temat pracy magisterskiej, z której napisaniem i obronieniem, po odpowiednim przyłożeniu się, powinienem zdążyć jeszcze w tym samym roku akademickim.
Parę najbliższych miesięcy intensywnie i pracowicie spędziłem czas w czytelniach Biblioteki Ossolineum i Biblioteki Uniwersyteckiej przy ul. Szajnochy, wielokrotnie przedstawiając Profesorowi poszczególne fragmenty pracy, nanosząc Jego cenne uwagi i uzupełnienia, by móc wreszcie 12 czerwca 1969 r obronić pracę i otrzymać tytuł magistra prawa.
Na zawsze zapamiętałem to zdarzenie, mając przede wszystkim w pamięci pomoc, życzliwość i empatię, jaką w tym trudnym dla mnie czasie, okazało zupełnie bezinteresownie wielu pracowników naukowych Wydziału, oczywiście na czele z dr Teresą Janasz i mgr Romanem Chalimoniukiem a przede wszystkim Profesorem Leszkiem Winowskim. To Oni wyciągnęli do mnie pomocne dłonie, umożliwiając szczęśliwe zakończenie tego mogącego mieć negatywne skutki nieodpowiedzialnego zdarzenia, za co byłem i jestem Im dozgonnie wdzięczny.
Romuald Kulikowski, luty 2022 r.
(A my Absolwenci 69 zawdzięczamy happy endowi tej niezwykłej przygody, to, że mamy szefa naszego nieformalnego towarzysko – absolwenckiego stowarzyszenia. Los czasem wie kiedy się uśmiechnąć).
7 lutego 2022
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969