Drugi dzień na wodzie.
Po śniadaniu zaraz po dziesiątej siedzieliśmy w autobusie i jechaliśmy do Sromowiec Kątów na spływ tratwami Przełomem Dunajca.
Jak zwykle mamy szczęście do pogody, co w tym przypadku było nie bez znaczenia bo na wodzie mieliśmy być minimum dwie godziny. Prognozy były nieciekawe bo jeszcze przed wyjazdem na te dni zapowiadana była bardzo deszczowa pogoda. W związku z tym Romek dbający o nasze zdrowie kazał zaopatrzyć się w kurtki, peleryny, ciepłe … no te co to nasze mamy sprawdzały w młodości, parasole itd. Rano błękit nieba i tak zostało do popołudnia, parasole najwyżej od słońca. Zarówno ci, dla których był to kolejny spływ, jak i nowicjusze, wszyscy bez wyjątku byli zachwyceni. Ulokowaliśmy się na pięciu tratwach. Dunajec wije się tu jak wąż, stąd jedna z legend o prapoczątkach przełomu Dunajca mówi o uciekającym królu wężów, który umykając przed ścigającym go góralem, wyrąbał swoim ciałem wąwóz, w którym później popłynęła rzeka. Takich legend jest więcej i co flisak to inna opowieść a flisacy chlubią się nie tylko umiejętnością flisu czyli spławiania rzeką towarów – dzisiaj turystów (no bądźmy szczerzy to też towar), ale też umiejętnością lekkiego opowiadania o górach, tradycjach, góralskich obyczajach damsko – męskich itp. Flisak na przodzie tratwy dawniej zwany retmanem, to starszy z doświadczeniem, na tyle tratwy stoi uczący się (nawet parę lat) młodszy flisak. Chlubią się oni tym, że zawód ten uprawiają z „dziada pradziada” przy najważniejszym założeniu że każdy jest kawalerem - to tak trochę analogicznie do księdza.
Było pięknie, nikt nie wpadł do wody nawet przy wsiadaniu czy wysiadaniu.
20 czerwca 2016
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969