Artykuł zamieszczamy dzięki uprzejmości
profesora Tomasza Tadeusza Koncewicza
Tomasz Tadeusz Koncewicz
Profesor prawa, Kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystki Prawniczej Uniwersytetu Gdańskiego, adwokat, członek Editorial Board Oksfordzkiej Encyklopedii Prawa Europejskiego i Zespołu Ekspertów ds. kontroli konstytucyjności prawa przy Marszałku Senatu RP. Zasiada w Radzie Fondation Jean Monnet pour L’Europe w Lozannie
W Jerozolimie moje serce chciało wykrzyczeć „Ja też jestem POLIN”!
„W pokoju, w którym ludzie zgodnie utrzymują zmowę milczenia, jedno słowo prawdy brzmi jak strzał z pistoletu”
Czesław Miłosz, Wykład Noblowski, 8 grudnia 1980 r.
Tekst jest oparty na wersji oryginalnej analizy Autora, która po zmianach redakcyjnych i nowym tytule ukazała się na https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29666328,tomasz-koncewicz-z-izraela-przywiozlem-kilka-lekcji-dla-naszej.html a jego skrócona wersja w papierowym wydaniu Gazety Wyborczej z 22 – 23 kwietnia 2023 r.
Nawiązuje też do wywiadu Autora z Agnieszką Zagner w POLITYCE z 28 marca 2023 r. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2207082,1,w-izraelu-bedzie-inaczej-niz-w-polsce-na-ulicach-widac-gniew-i-pasje.read i analizty w języku angielskim In Jerusalem my Heart wanted to Scream out: “I am Polin, too” … na https://verfassungsblog.de/in-jerusalem-my-heart-wanted-to-scream-out-i-am-polin-too/
Jak wytłumaczyć i opowiedzieć o tym, co jest niemożliwe do wytłumaczenia i opowiedzenia?
Decyzja o wyjeździe do Izraela zapadła z godziny na godzinę. Po otrzymaniu zaproszenia od cenionego think-tanku Israel Democracy Institute, 24 godziny później byłem już w samolocie do Tel Awiwu. Przez kilka dni spotykałem się z politykami w Knesecie, rozmawiałem z przedstawicielami organizacji pozarządowych i mediów. Na koniec wziąłem udział w międzynarodowym „panelu kryzysowym” dotyczącym proponowanych przez rząd Benjamina Netanjahu zmian w sądownictwie. W skład panelu wchodzili byli ministrowie sprawiedliwości Irlandii, Kanady, byli sędziowie - Trybunału Konstytucyjnego Niemiec i Sądu Najwyższego Indii oraz dwójka profesorów z EUI w Florencji.
W 2023 r. będąc za granicą coraz trudniej mi mówić o głębi zniszczenia państwa prawa w Polsce. Podczas spotkania z posłem do Knesetu panem Turpazem potrząsał co chwila głową z niedowierzaniem, gdy powiedziałem, że mimo jasnego brzmienia polskiej Konstytucji, wyroki Trybunału Konstytucyjnego nie są w Polsce publikowane, a Prezydent pod osłoną nocy mianuje wybranych z naruszeniem prywatne osoby, odmawiając przyjęcia ślubowania od tych wybranych zgodnie z Konstytucją, jak tępa siła zwycięża nad prawem. Dla niego i jego kolegów pogarda w Polsce dla dokumentu konstytucyjnego i stojących za nim instytucji były nie do pojęcia. Słuchali i notowali z drżeniem ręki. Już w czasie pobytu w Izraelu zdałem sobie sprawę, że o ile Izraelczykom zależało, aby dowiedzieć się ode mnie, jak w Polsce doszło do antykonstytucyjnego przejęcia instytucji oraz poznać mechanikę systemowego i legalistycznego demontażu liberalnych podstaw porządku prawnego, ci sami Izraelczycy mogą nas Polaków nauczyć kluczowych lekcji w zakresie obywatelskiego zaangażowania i mobilizacji.
Oto więc przesłanie(a), które odtworzyłem z pamięci, gdy emocje i wspomnienia były jeszcze świeże, przesłanie(a), którym podzieliłem się z Izraelczykami.
Polskie serce, które płacze
Tym, co naprawdę mną wstrząsnęło, był jeden z marszów w Jerozolimie, przed rezydencją Prezydenta Herzoga wieczorem w sobotę 25 marca. Tam widziałem i czułem emocje ludzi, którzy wyraźnie zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i stawki. To nie był tylko protest przeciwko samej próbie przejęcia izraelskiego Sądu Najwyższego. Miałem wrażenie, że Izraelczycy myślą przede wszystkim o przyszłości swoich dzieci i o wizji państwa, w którym chcieliby żyć. Spotkałam młodego ojca, który trzymał w ramionach swoje maleńkie dziecko owinięte izraelską flagą. Izraelczycy intuicyjnie rozumieli, że podążanie teraz drogą wytyczoną przez Polskę czy Węgry, polegającą na demontażu wymiaru sprawiedliwości pozbawiłoby ich praw i podważyło samą istotę ich demokracji. Było dla nich jasne, że gdy zabraknie Sądu Najwyższego, nie będzie demokracji. Skandowane hasło „Demokracja to my” i wiele innych przypominało mi spontaniczny dialog konstytucyjny na temat postawach obywatelskich i wartości, które muszą być nienaruszalną podstawą izraelskiego społeczeństwa. Wśród haseł było również „Lavin, Lavin, to nie Polin” skierowane do izraelskiego ministra sprawiedliwości, dobitnie podkreślające, że Izrael nie chce podzielić losu Polski. Na manifestacji czułem jednak nie tylko podnoszącą na duchu, wyzwalającą mobilizację i wspólnotę, ale także wielki żal. W Polsce nie udało się zmobilizować obywateli w obliczu bezprawia i opresyjności państwa, znacznie poważniejszych niż to, przeciwko czemu protestują teraz Izraelczycy. W tę sobotnią noc w Jerozolimie targały mną więc sprzeczne uczucia. Choć niemal intuicyjnie moje serce chciało odpowiedzieć krzykiem, że „jest też inny i lepszy Polin”, to z bólem i wstydem przyznawałem, że twarzą dzisiejszej Polski jest niestety bierność i społeczna obojętność. Polscy obywatele oswoili niegodziwość i bezprawie jako normę dnia codziennego, a Polska jest traktowana jako upadłe państwo, od którego Netaniahu chce się chętnie uczyć jak przejąć i podporządkować sobie niezależne instytucje. Przygnębienie mieszało się więc ze wstydem, smutkiem i bezradnością.
Z Polin do Izraela z przestrogą
O władzy politycznej ograniczonej przez prawo
Izrael nie ma spisanej konstytucji, tylko zbiór fundamentalnych praw, które są podstawą izraelskiej demokracji. Sąd Najwyższy stoi na straży tych praw i jest w zasadzie jedyną instytucją, która zapewnia element kontroli wobec rządu i Knessetu. To tłumaczy, dlaczego Netanyahu chce zdemontować ten jedyny bezpiecznik. Funkcją sądu w każdej liberalnej demokracji nie jest służenie politycznej władzy, ale bycie jej przeciwwagą. To jest istota demokracji i demokratycznego mandatu sędziów. W Polsce zrozumienie, że gdy bronisz sądu czy Trybunału Konstytucyjnego, to bronisz równocześnie demokracji, która jest czymś znacznie więcej niż ten zaczarowany moment oddania głosu przy urnie, nigdy nie przeniknęło do świadomości społecznej. Prawdziwa demokracja jest tym, co dzieje się między cyklami wyborczymi, gdy w tym czasie jest podtrzymywana przez instytucje niezależne od rządu. Sądy są takimi samymi elementami systemu demokratycznego jak parlament, rząd czy prezydent, ale różnią się funkcją - zapewniają, że wybrane władze nie mogą robić wszystkiego, co chcą, aby przypodobać się swoim wyborcom. Dla sądu liczy się prawo, a nie najbliższy sondaż wyborczy czy pokusa przypodobania się elektoratowi. To sąd gwarantuje, że system będzie zakorzeniony w liberalnych wartościach, takich jak rządy prawa, poszanowanie praw mniejszości. Niezależnie od tego, czy rządzi prawica, lewica czy centrum, władza polityczna musi być kontrolowana przez instytucje niezależne od tej władzy. Jest tak, ponieważ każda władza w demokracji musi być władzą ograniczoną. Pobyt w Izraelu przypominał mi o tym na każdym kroku.
Najpierw zniszcz instytucje, która kontroluje władzę
Tłumaczyłem kolegom, politykom i obywatelom, że w Polsce wszystko zaczęło się więc od demontażu niezależnego Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli chcesz rządzić bez ograniczeń, musisz przejąć instytucję, która jest powołana do kontroli władzy i ma chronić obywatela przed tą władzą. Proces destrukcji zawsze zaczyna się od sądu, który kontroluje konstytucyjność prawa, ponieważ ten sąd jako kontroler władzy jest podstawowym przeciwnikiem autokratów. Zniszczenie z kolei tego sądu wpływa na funkcjonowanie całego systemu prawnego. Potem przychodzi czas na prokuraturę, sądy powszechne, media …
Pytanie często zadawane przez moich rozmówców dotyczyło tego, dlaczego przejęcie arbitra ma tak kluczowe znaczenie? Trzeba tu przyjąć perspektywę długofalową. To, co nadal nie jest do końca doceniane, to fakt, że dla Kaczyńskiego i Netanyahu, czy im podobnym, sąd konstytucyjny (Sąd Najwyższy w Izraelu) nie jest zwykłą przeszkodą, którą po prostu trzeba usunąć. Plan jest znacznie bardziej wyrafinowany. Rola sądu konstytucyjnego jako jednego z filarów liberalnego porządku demokratycznego przekształca się z instytucji stanowiącej przeciwwagę dla większościowego ustawodawcy w bezkrytycznego sprzymierzeńca większości i bezwstydnego pomocnika rządu. Przejęcie tego sądu jest więc perłą w koronie autokratycznych liderów. Jeżeli dzisiaj w Izraelu zastanawiają się, co może się wydarzyć, jeżeli dzisiaj nie powiemy „NIE”, wystarczy spojrzeć na Polskę, w której: i). kontrola sądowa jest wykorzystywana jako miecz wymierzony w przeciwników politycznych i szerzej w tych wszystkich, którzy myślą inaczej niż obecna większość parlamentarna; ii). kontrola konstytucyjna jest zinstrumentalizowana w służbie programu politycznego; iii). sądy mają ograniczać się do podstemplowywania niekonstytucyjnych inicjatyw rządu. Jeżeli dzisiaj w Izraelu nie powiecie „NIE” i odpuścicie, sala sądowa raz zawładnięta przez polityków zostanie wykorzystana do tworzenia tego, co Otto Kirchheimer obrazowo nazywał „efektywnymi obrazami politycznymi”. Podporządkowany sąd działa jako wierny sługa sprawiedliwości politycznej. Dzięki kontrolowanej sali sądowej niektórzy aktorzy polityczni będą przedstawiani w roli czarnych charakterów i napiętnowani („sprawiedliwość została im wymierzona”), a inni promowani jako polityczni bohaterowie („ich cnota została w końcu nagrodzona”). Sprawiedliwość polityczna musi być szybka i pozostawiać w opinii publicznej niezatarte, czarne lub białe wspomnienia. To olbrzymia zmiana w stosunku do tego, do czego my Polacy dążyliśmy w 1989 r. i oto, co grozi teraz Izraelczykom: gdy zniknie wasz Sąd Najwyższy, wasza demokracja zacznie rozpadać się kawałek po kawałku. Zanim się zorientujesz, obudzisz się w państwie zupełnie pozbawionym kontroli i bezpieczników. Dlatego powstrzymanie przejmowania Sądu Najwyższego w Izraelu nabiera egzystencjalnego znaczenia. Apelowałem więc: zachowajcie czujność i potraktujcie Polskę jako przestrogę.
Pojawiło się też uczucie déjà vu z tym, co mieliśmy w Polsce, czyli spersonalizowanego prawa przyjmowanego w celu ochrony konkretnych osób. W Izraelu Netanyahu ma zarzuty korupcyjne. Ponieważ jego kariera wisiała na włosku, przed wyborami zawarł umowę z prokuratorem generalnym, że jeśli zostanie ponownie premierem, nie będzie się mieszał do remontu sądownictwa, ponieważ spowodowałoby to konflikt interesów. Ugoda z 2020 r. zabraniała Netanyahu dokonywania wysokich nominacji w organach ścigania i sądownictwie oraz angażowania się w sprawy legislacyjne, które mogłyby wpłynąć na jego trwający proces w sprawie zarzutów korupcyjnych. W końcu oskarżony nie może wpływać na to, kto ma być jego sędzią. Widziane z tej perspektywy zawłaszczanie systemu sądowego ma sens: polityk nie potrzebuje niezależnego sądu, ale takiego, który będzie składał się z sędziów, którzy zagwarantują mu pewność wyniku. Dziś ta logika dotyczy Netanyahu, ale w przyszłości równie dobrze może dotyczyć każdego polityka, który nie będzie musiał się obawiać, że zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Czy dla nas w Polsce brzmi to znajomo?
Zrozum, jak działa antykonstytucyjne przejmowanie państwa
Ostrzegałem przed strategiami przejmowania państwa. Orban, Kaczyński, Netanyahu rozumieją cnotę cierpliwości i wytrwałości. Strategie zawłaszczania państwa nakładają się na siebie, są wzajemnie powiązane i samonapędzające się. Legalistyczni autokraci wiedzą, jak grać na zwłokę, przeczekać protesty, oszukiwać, manipulować. Raz rozpoczęte przejmowanie wywołuje efekt niekonstytucyjnej kuli śnieżnej: początkowe zatrucie polskiego Trybunału Konstytucyjnego zainfekowało cały system prawny. Zawłaszczanie państwa to proces pełen perfidii, manipulacji i złej woli. Może zatrzymać się na chwilę, pójść na niewielkie ustępstwo, by po chwili wytchnienia powrócić ze wzmożonym atakiem i liczyć, że to czekanie zmęczyło ludzi i tym razem jakoś uda się przepchnąć nielegalne projekty ustaw. Przejmowanie państwa nie zna słowa „nie”. Widzieliśmy to w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego czy nawet bezbronnej Puszczy Białowieskiej.
Z polskiego doświadczenia niechlubna „instrukcja” procesu przechwytywania państwa i niezależnych instytucji zawierałaby następujące elementy:
1. "Jeśli nie możesz zmienić Konstytucji, omijaj i marginalizuj ją";
2. "Powtarzaj i forsuj kłamstwa aż do powstania nowej doktryny i niekonstytucyjnej zmiany;
3. "Wprowadzaj niekonstytucyjne przepisy do skutku":
4. "Wycofuj się i ustępuj w kwestiach nieistotnych, jednocześnie forsując to, co istotne";
5. "Gwałtem i siłą twórz niekonstytucyjne fakty, których nie będzie można już cofnąć";
6. "Baw się w 'kotka i myszkę'";
7. "Graj na przeczekanie";
8. "Wyprzedzaj opór publiczny”
9. "Przetrzymaj burzę publicznego oburzenia i protesty, a potem wróć z jeszcze bardziej radykalnymi zmianami”;
10. "Gdy wyrzucą cię przez okno, zakradaj się z powrotem tylnymi drzwiami, tak aby bezprawie i niekonstytucyjność stały się w końcu elementem dnia codziennego".
To menu manipulacji jest kluczowe, ponieważ w pewnym momencie zostaje osiągnięty punkt krytyczny i cały system się załamuje. Przed oczyma staje, jak z mistrzowską kalkulacją i zimną krwią nastąpiło przejęcie i zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego, a potem polskiego Sądu Najwyższego. W tym drugim przypadku udało się to nawet pomimo masowych protestów w lipcu 2017 r. Protesty te jednak nigdy nie podkopały determinacji autokratów, a jedynie raczej spowolniły ich na jakiś czas, tylko po to, by po osłabieniu protestów i utracie zainteresowania ludzi, przyjąć przy aktywnym zaangażowaniu Dudy (sprzedawanym ludziom jako rzekomy kompromis) jeszcze bardziej trujący pakiet legislacyjny, który w końcu osiągnął „skutek kagańca” wobec sądownictwa. Odczekanie kilku tygodni podczas przerwy letniej w 2017 roku zrobiło różnicę. Sąd Najwyższy został ostatecznie zdobyty przy minimalnej tylko uwadze i zainteresowaniu opinii publicznej. Ucząc się więc na polskim przypadku, Izraelczycy nie mogą nigdy zapomnieć, że jeśli dzisiaj odpuszczą choć na chwilę, jutro będzie już za późno.
Od zniewolonego państwa do zniewolonego umysłu
Ostrzegałem, że Izrael nie powinien powtarzać naszych błędów. Przesłanie do protestujących obywateli musi zawierać trzy elementy: i). zachowanie czujności; ii). pozostawanie wierni fundamentom porządku konstytucyjnego; iii). zrozumienie, przeciwko komu toczycie tę bitwę. Nie ma miejsca na kompromis. Netanyahu nie wyprowadzi przeciwko wam czołgów, ale pod przykrywką przepisów prawnych wypatroszy liberalny system od środka. Nie będziemy świadkami masowego łamania praw człowieka, morderstw politycznych czy masowego osadzania ludzi w więzieniach. Legalistyczni autokraci przejmą kontrolę nad niezależnymi instytucjami metodami całkowicie zgodnymi z prawem - z jego literą, ale nie duchem. A na koniec uczynią z nich, cytując Czesława Miłosza, „zniewolone umysły”: potulne, bierne i głuche na wszelkie niegodziwości i przyjmujące bezprawie jako „business as usual”. My w Polsce przechodzimy teraz od przejęcia państwa, które już nastąpiło, do zniewolenia umysłów i totalnej obojętności na otaczającą nas bezczelność władzy, zakłamanie i pogardę wobec tych, którzy nie akceptują Polski w wydaniu PIS. To wielka tragedia, bo szkody w tkance społecznej mogą być nieodwracalne. Izraelczycy rozumieją, że ich walka nie dotyczy więc dziś tylko Sądu Najwyższego, ale obrony pewnego sposobu życia we wzajemnie szanującej się wspólnocie obywateli aspirujących do życia w przyzwoitym i otwartym państwie. Stąd niesamowita mobilizacja.
Ale żeby ta walka była skuteczna, Izraelczycy muszą myśleć długofalowo, ich udział nie może się kończyć na jednym czy drugim proteście. Jeśli chcesz wygrać długoterminowo, musisz być wytrwały, skoordynowany i przez mgłę kłamstwa dostrzegać puste obietnice i manipulację. Protestujący muszą mieć poczucie, że są częścią wspólnoty wartości. I znów Polska musi być postrzegana jako ostrzeżenie: potężna mobilizacja po aborcyjnym wyroku „pseudo sądu Przylębskiej” była wielką szansą, ale zabrakło nam konsekwencji, cierpliwości, jasnego przekazu i, co kluczowe, politycznej opozycji, która wykazałaby się choć odrobiną konstytucyjnej wyobraźni, wykraczającej poza małostkową politykę dnia dzisiejszego, wyobraźni, która pozwoliłaby jasno sformułować społeczny przekaz, że stawką jest przetrwanie państwa prawa. Impuls szybko wygasł. Tylko długotrwała presja ze strony obywateli może przynieść trwały efekt. W Izraelu na razie przynajmniej protesty odniosły sukces właśnie dlatego, że ludzie nie opuścili ulic po kilku dniach przebywania na nich, nie zadowolili się pustymi obietnicami. Przeciwnie, zwiększyli swoją obecność w sferze publicznej, protestując nie tylko przeciwko samej reformie, ale także przeciwko ograniczaniu praw kobiet i mniejszości seksualnych oraz okupacji terytoriów palestyńskich. Dlatego też doradzałam moim kolegom, prawnikom, ekspertom, aby nie ustawali w wysiłkach mających na celu uświadomienie społeczeństwu, że milczenie nie jest już żadnym rozwiązaniem.
Czy rozumiecie, że walka toczy się o wasz sąd, a nie o sąd Netanyahu?
Uderzające dla mnie było to, w jakim stopniu obywatele Izraela rozumieją znaczenie społecznej legitymizacji instytucji, a władzy sądowniczej w szczególności. Bolesne lekcje z upadku niezależnego sądownictwa w Polsce pokazały jak bezbronne są instytucje, które nie cieszą się społecznym poparciem i zrozumieniem.
Społeczna legitymizacja sądów musi być analizowana jako połączenie właściwości, procesu i percepcji. Tutaj znaczenie moich lekcji dla Izraela wykraczało poza Polskę i Izrael. Perspektywa „właściwości” wyjaśnia nam relacje między sądami a ich bezpośrednim otoczeniem. Istotne jest przekonanie, że instytucje posiadają atrybuty (np. służy dobru wspólnemu, są rozsądne, sprawiedliwe itp.), które uzasadniają nasze uznanie ich autorytetu i tłumaczą naszą ciągłą i ponawianą gotowość do ich respektowania. Uznanie instytucji za prawomocne nie wynika po prostu z ich formalności („bo jest”), ale przede wszystkim ze społecznego zaufania i wiary w te instytucje. Kiedy autorytet instytucji staje się społecznie akceptowany, instytucje i ich władza stają się w oczach społecznych prawomocne. Społeczna legitymizacja jako „proces” z kolei sprowadza się do niełatwego procesu „stawania” się społecznej legitymizacji. Nie jest ona dana, lecz zmienna: zaufanie wobec instytucji w głowach członków wspólnoty, której instytucje służą, jest generowana w czasie i jest wynikową historii, kontekstu i kultury. Legitymacja społeczna sądów jest budowana w wyniku powtarzalnej długotrwałej praktyki i działania, które budują postawy i nawyki. To wymierzanie sprawiedliwości wg. Akceptowalnego społecznie standardu tworzy w głowach obywateli poczucie, że sądy zasługują na społeczne uznanie i obronę. W końcu legitymacja społeczna jako „percepcja” dotyka społecznego zakorzenienia władzy sądowniczej i jej zakotwiczenia w sercach obywateli. Sądy muszą dążyć do budowania poczucia wspólnej sprawy i celu wykraczającego poza własny interes. Im bardziej instytucje bronią praktyki rządów prawa i tłumaczą ją obywatelom, tym trudniej będzie je przechwycić i tym bardziej legitymacja społeczna będzie funkcjonować jak tarcza przeciwko tym, którzy chcą zawłaszczyć instytucje i niszczyć konstytucję.
Gdy uda się połączyć te trzy elementy, na koniec możemy dojść do wierności konstytucyjnej, a więc sytuacji, gdy abstrakcyjne idee i zasady konstytucyjne są przekształcane w praktykę i żywe doświadczenie. Społeczne osadzenie funkcji sądów oznacza, że konstytucja staje się „konstytucją obywateli”, że sąd staje się „moim sądem” i wreszcie, że sędzia staje się „dobrym sędzią” chroniącym obywatela przed państwem i tworzącym w obywatelu przekonanie, że niezależnych sądów nie można skazać na zapomnienie. Sądy bez poparcia społecznego są bezbronne. Dlaczego tylko władza sądownicza zakorzeniona społecznie jest brana na poważnie przez przebiegłych autokratów: co ostatni rozumieją, że zanim zaatakują wymiar sprawiedliwości będą musieli zmierzyć się z obywatelami gotowymi walczyć o „swoje sądy”. Dotyczy to każdej instytucji.
To może być najważniejsza lekcja, której nigdy nie odrobiliśmy w Polsce i którą chciałem przekazać Izraelczykom.
Oblężony Sąd Najwyższy nie może się ugiąć
Dziś polityczny kompromis, który osładzałby nieco planowaną reformę sądownictwa w Izraelu, ale utrzymywałby cel, jakim jest przejęcie kontroli nad mianowaniem sędziów i przyznanie większości w Knesecie uprawnień do odrzucania orzeczeń Sądu Najwyższego, musi brać pod uwagę, że Izrael jest dziś innym krajem niż jeszcze kilka tygodni temu. Jego obywatele są zdeterminowani, jasno rozumieją stawkę i domagają się znacznie więcej niż jeszcze miesiąc temu. Jeśli więc Netanyahu jedynie złagodzi szczegóły swoich planów, ale utrzyma ich istotę, obywatele tego już nie zaakceptują: Sąd Najwyższy albo ma być w 100 procentach niezależny od władzy politycznej, albo w ogóle go nie będzie.
Ważne będzie również to, jak zachowa się teraz Sąd Najwyższy, który również będzie musiał zmierzyć się z nowymi ustawami. Sąd Najwyższy nie może zgodzić się na żaden pospiesznie wymyślony kompromis polityczny, który zagrozi niezależności sądów, praworządności czy równowadze władz. Jeśli zaakceptuje niedemokratyczne zmiany, będzie to koniec tej instytucji. Ludzie nie będą już występować tylko przeciwko elitom rządzącym, ale zwrócą się przeciwko samemu sądowi. Każda instytucja (sądy w szczególności), o czym boleśnie przekonaliśmy się w Polsce, jest silna, gdy ma wsparcie opinii publicznej. Poparcie obywateli i społeczna legitymizacja instytucji to najskuteczniejsza broń instytucji w starciu z legalistycznymi autokratami typu Netanyahu, Orban czy Kaczyński. Z tego powodu Netanyahu już wie, że tej bitwy nie da się wygrać, bo obywatele nigdy nie pozwolą, by ich Sąd Najwyższy zginął jak nasz Trybunał Konstytucyjny w ciemności i zapomnieniu. Z czasem zacząłem rozumieć, że nie tylko mnie przyszło uczyć Izraelczyków, ale jest mnóstwo rzeczy, których my Polacy, a także liderzy naszej beznadziejnie zagubionej i bezradnej opozycji, mogą nauczyć się od Izraelczyków.
Epilog czy ... nowy Prolog? Z Polin do Izraela z miłością, podziwem, ale ... również smutkiem
Od momentu decyzji Benjamina Netanjahu o odwołaniu ministra obrony Yoava Gallanta, który publicznie ostrzegał przed niebezpieczeństwami forsowanej „reformy” sądownictwa na bezpieczeństwo państwa, opór tylko rósł. Ta decyzja tylko spotęgowała gniew ludzi, ale i niewyobrażalną mobilizację całego społeczeństwa. Szef największego związku zawodowego zapowiedział strajk, do którego dołączyły uniwersytety, przedstawiciele branży hightech, szpitale, czy nawet … konsulaty. Tego nie da się już zatrzymać. Netanyahu najwyraźniej zrozumiał, że ludzie się nie cofną i sam zaczyna powoli wycofywać się z planu zawłaszczenia sądownictwa. Co w takim razie dalej dla Izraela? To niezwykle trudne pytanie, bo napięcie jest rzeczywiście ogromne. Dzisiaj w Izraelu ma miejsce konstytucyjna rewolucja, która definiuje charakter państwa na kolejne dekady. Rozmawiając z politykami i będąc wśród protestujących zrozumiałem, że nie ma już powrotu do sytuacji sprzed protestów. Uruchomiona została ogromna siła społeczna, a dyskusja publiczna przeniosła się na najbardziej fundamentalne pytanie: jak daleko władze mogą się posunąć, by wpływać na życie zwykłych Izraelczyków. Bez względu na to, co wydarzy się na szczeblu politycznym, Izrael przechodzi swój „moment konstytucyjny”. Obywatele już wygrali, a politycy o tym wiedzą, nawet jeśli wciąż boją się przyznać i zaakceptować nową sytuację. Kilka tygodni temu stawką było przetrwanie Sądu Najwyższego, dziś stawką jest obrona i przetrwanie demokracji i pewnego sposobu życia.
Takiej determinacji, obywatelskiego zaangażowania i konstytucyjnej wierności Polska nigdy nie widziała i nie zaznała. To tłumaczy, dlaczego dzisiaj w Polsce „tańczymy” na gruzach państwo prawa i dlaczego moje obywatelskie serce płakało w Izraelu oraz ciągle zastanawiało się „co by było, gdyby …”.
Tomasz Tadeusz Koncewicz
Zdjęcie Placu Zamkowego z dnia 03.06.2023 na winietce z wyboru redzakcji strony
3 czerwca 2023
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969