Tadeusz Dobiecki prezentuje nam teksty
z dokumentów dotyczących cudzołóstwa.
Koniec tekstów miłych, łatwych i przyjemnych
– teraz sama” kryminalna prawda”:
Kryminał w sprawie cudzołóstwa.
Tadeusz pisze: „Stare dokumenty mają swój urok. Zebrało mi się kilka wyroków, plenipotencji i aktów rejentalnych. Większość pięknie kaligrafowana, ale są i takie, pisane, jak kura pazurem. Stanowią nie tylko ciekawostki z zakresu prawa ale i element dekoracyjny – cześć oprawiona wisi w mojej kancelarii. Należy się naszym poprzednikom, by pochylić się nad ich pracą. Kaligrafia i staropolszczyzna, wszystkie pisane gęsim piórem i trzeba się nieźle namęczyć, by odczytać i zrozumieć. Na poczesnym miejscu wisi u mnie wyrok Sądu Duchownego z połowy XIX wieku za cudzołóstwo.
Obecnie karą za „skok w bok” bywa rozwód, wielka awantura, rozbite talerze i ciche dni. Dawniej tak lekko nie było.
Wyrok Sądu Duchownego za cudzołóstwo
W różnych kulturach, systemach prawnych i religiach cudzołóstwo traktowane było jako jedno z najcięższych przestępstw. Zazwyczaj cięższe kary dotykały kobiety.
W starożytnym Egipcie byli dosyć wyrozumiali. Faceta karano chłostą i utratą posagu żony. Kobietę okaleczano lub pozwalano, by ukarał ją mąż.
Kodeks Hammurabiego, obejmował 282 artykułu – znamy go z zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Sankcja miała być identyczna ze skutkiem przestępstwa. W przypadku cudzołóstwa odszedł od tej zasady, był bezwzględny – utopienie bez względu na płeć. A przecież mogło być – jak ty z moją żoną..., to ja z twoją i jesteśmy kwita.
W Izraelu zakaz wynikał z dekalogu. Winnych karano śmiercią przez spalenie, a później przez ukamienowanie.
Bogowie greccy i rzymscy specjalnie problemem wierności się nie przejmowali i przenosiło się to również na te społeczności, ale w Atenach, mężczyzna, który pochwycił żonę na cudzołóstwie miał prawo zabić jej gacha, a żonę porzucić. Każdy mógł ją potem wygnać z miasta.
W Rzymie przez długi czas nie było tak źle. Kary nie były drakońskie, a jeżeli były, to finansowe. Dopiero Konstantyn Wielki, w okresie późnego Cesarstwa, który przeszedł na chrześcijaństwo, wprowadził karę śmierci.
Konstantyn, jak to dyktatorzy mają w zwyczaju, budował sobie łuki triumfalne i pomniki, przeniósł stolicę do Bizancjum i nazwał ją Konstantynopolem, a jego zausznicy, imieniem Konstantyna nazwali wiele innych miejsc, by się przypodobać cesarzowi. Synom nadał imiona – jakże mogło być inaczej – Konstantyn II, Konstancjusz II i Konstans (była jeszcze córka Konstanta).
Jego synowie, którzy wspólnie rządzili po jego śmierci, byli lepsi niż tatuś, bo w 339 r wydali chorą (nawet wtedy ustawę), która przewidywała, że cudzołożnicy najpierw byli biczowani, a następnie zaszywano ich w worku razem ze żmiją, psem, kogutem i małpą. Worek był topiony w rzece lub morzu.
Za co te biedne, niewinne zwierzęta uśmiercali, nie wiadomo. Chyba powinien się na ten temat wypowiedzieć psychiatra.
W późniejszym okresie Justynian zachował karę śmierci dla mężczyzny, ale już nie taką wymyślną, a kobietę polecił zamykać w klasztorze.
Aztekowie i Inkowie karali cudzołożników śmiercią. Majowie byli łagodniejsi – wypędzali kobietę ze wspólnoty i zabraniali jej ponownego zamążpójścia.
W Islamie cudzołóstwo karano chłostą składającą się ze stu uderzeń, po której następowało ukamienowanie. Mąż, który pochwycił żonę na gorącym uczynku mógł ją zabić lub wygnać.
Prawo karania śmiercią w kilku krajach islamu istnieje nadal, jednak w większości przypadków stosowane są kary łagodniejsze, chociaż zdarzają się publiczne egzekucje. Drastyczne kary zdarzają się czasem w społecznościach islamskich zamieszkujących kraje zachodnie. Karę na kobiecie wykonuje ktoś z jej rodziny.
Europa we wczesne średniowiecze weszła z restrykcyjnymi zasadami karania. Wiązało się to z wpływem prawa rzymskiego. Odpowiedzialność za zdradę ponosiła kobieta. Karano je bardzo brutalnie. W Hiszpanii i we Włoszech, mąż lub narzeczony mógł zabić kobietę i jej kochanka i nie zapłacić grzywny za ich śmierć. Stosowano również kary zakucia w dyby i postawieniu pod pręgierzem lub obwożeniu nagiej cudzołożnicy na ośle i wygnaniu z miasta. W wiekach późniejszych karę śmierci ograniczano.
Nasi krajanie, wczesnośredniowieczni Polacy (i inni Słowianie) byli bardziej restrykcyjni niż Europa Zachodnia. Kobiecie zamężnej, przyłapanej na zdradzie wycinano łechtaczkę, która była przybijana do drzwi jej domu lub kościoła. Tak okaleczona najczęściej umierała.
Facet był przybijany do drzewa lub pala za mosznę. Dostawał jednak nóż, którym mógł się „odciąć” lub się zabić.
A co groziło za skok w bok w połowie XIX wieku na ziemiach polskich w zaborze rosyjskim? Już tak źle nie było.
Między Konegondą P. z Secemina i Tomaszem K. (nazwisk nie podaję, by nie narazić się jakimś pra-, prawnukom), ona zamężna, on żonaty zaiskrzyło, no i stało się co się musiało stać. Nie wiem kto doniósł władzom o ich zbrodniczej działalności, ale dostali się w tryby wymiaru sprawiedliwości. Jakieś przestępstwo to było, ale już niezbyt wielkie. Ich sprawą zajęły się trzy instytucje wymiaru sprawiedliwości, a w zasadzie chyba cztery, bo jeszcze jakaś policja prowadziła dochodzenie.
Sprawę ich występku przekazano do Sądu Policyi Poprawczey Wydziału Kieleckiego. Widocznie przepisy postępowania zezwalały na przekazanie sprawy władzom kościelnym, więc Sąd przekazał sprawę Diecezyi Kielecko Krakowskiej.
Konsystorz Jeneralny Dyecezyi Kielecko Krakowskiej w dniu 21.07.1859 przesłał ją do proboszcza Parafii Secemin.
Proboszcz Domicyan Romer powołał Sąd Duchowny pod swoim przewodnictwem. W jego skład wchodził Adam Niekupiec Burmistrz Miasta Secemina, Ignacy Bieniecki Ławnik tegoż miasta i Piotr Turowiecki mieszkaniec.
Sąd Duchowny rozprawy przeprowadził w dniach 30 lipca i 11 sierpnia 1859 r. Sporządzony został protokół, w którym zawarty jest wyrok.
Konegonda i Tomasz przyznali się do winy, lecz protokół żadnych pikantnych szczegółów nie zawiera. Sąd Duchowny wymierzył im karę nie przewidzianą przez żaden „cywilny” kodeks.
Zostali skazani na klęczenie przez trzy miesiące, w każdą niedzielę przez całe nabożeństwo. Konegonda miała klęczeć przed kruchtą, a Tomasz przed drzwiami wchodu głównego. Po tak odcierpianej karze mieli odbyć spowiedź i prowadzić życie moralne i bogoboyne.
Czy takiej kary się przestraszyli, czy też powrócili do przestępstwa (co bardziej prawdopodobne), tego nie wiemy, ale mieli szczęście, że ich miłosna historia nie zdarzyła się kilka wieków wcześniej.
Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień – mam nadzieję, że mnie nie trafi.
Tadeusz Dobiecki
30 maja 2021
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969