Wiele słów, które kiedyś używaliśmy
„uciekło” z naszego słownika.
Za naszego życia – w końcu nie aż takiego długiego żeby nas zakwalifikować do wcześniejszej grupy szczepień na COVID-19 – umknęło wiele słów, określeń, obyczajów. Jednych szkoda nam bo były związane z naszą młodością, inne żegnaliśmy mimochodem bo wyszły z użycia przedmioty, czy zjawiska, które opisywały, z nimi związane, część z nich zastąpiły współczesne określenia, które nie zawsze nam się podobają. Czasem z premedytacją archaizujemy zwroty i słowa bo są bliższe naszym emocjom.
Spróbujcie uświadomić sobie co znikało stopniowo z naszego słownika i naszego otoczenia a było często w codziennym użyciu (np. „wykręć numer telefonu” – dzisiaj tak nie powiemy bo nie ma na czym „wykręcić”). Czy słynna fraza: „Centrala?? Poproszę międzymiastową do ……”. Trzeba czekać 3 godziny, rezygnuje pan??
Czasem wraca do nas zjawisko, które odeszło ale pod inną nazwą i nieco zmodyfikowane przez rodzaj muzyki czy rodzaj otoczenia. Poszukajcie w Internecie jak wyglądali bikiniarze – w czasach naszej młodości termin dla określenia subkultury młodzieżowej (zdj. 1). Ale kto pamięta, czym różnił się bikiniarz od niemniej powszechnego wówczas „biglarza”?? Trudno pamiętać, bo tego nawet w słownikach dzisiaj nie ma a przecież słowo żyło i na ulicach i w prasie. Obu ich łączyło jedno – „słonina” na … kto zgadnie??? Patrząc na to zdjęcie i współczesne męskie fryzury mam déjà vu. Coś różni ale to są takie „fidryganse” – (słownik teraz podkreśla mi to słowo) - kiedyś było w dość częstym użyciu.
Dużo słów z relacji damsko – męskich pozostało w książkach np.: kto dzisiaj powie „bawidamek” – dzisiaj się nawija, opowiada ale żeby zaraz bawić – szczególnie w zestawieniu z damami? Albo taki „fircyk” lub „absztyfikant”…. Lub „ablegierek”, dziś zamieniony na przaśnego „przydupasa” o nie tylko towarzysko - erotycznej konotacji. Podoba mi się anegdotka mojej szkolnej koleżanki, która po wyjściu za mąż żaliła się ojcu, że jej ukochany nie jest już taki jak wtedy, gdy był jeszcze „starającym się”. Ojciec szybko sprowadził ją na ziemię mówiąc: „moja droga no przecież sama nazwa „starający się” wskazuje, że wiązało się to tylko z okresem starania się o ciebie, teraz on już nie jest „starający się” to o co ci chodzi? Tyle, że teraz termin „starający się” wyszedł z użycia.
Mnie wyjątkowo denerwuje zwrot „dedykowany do …”. Nic już nie jest przeznaczone dla… tylko wszystko jest „dedykowane” i nie umiem powiedzieć skąd się to wzięło i dlaczego wyparło termin „przeznaczony”.
Albo to o czym pisze Karol Wronecki w tekście „CUBA LIBRE” – powszechne stosowanie form zdrobnionych przez osoby dorosłe co kiedyś było nie do przyjęcia np.: podaj masełko, zamówiłem piwko, winko itd. Również o takich formach z niechęcią pisze prof. Miodek w artykule „Unikajmy jak ognia wyrazów modnych”. Profesor przytacza zdarzenie, które miało miejsce w przychodni lekarskiej, gdy oddawał mocz do analizy – pani przyjmująca próbkę powiedziała: „Panie profesorze „moczyk” na „półeczkę”, „wyniczki” będą o wpół do szóstej”. No wprost „miodeczek”, nawet „miodzio”.
Przyglądajmy się temu jak wiele terminów znika z naszego języka bo przestają być „modne”, bo też znikają przedmioty z nimi związane. Na ostatnim spotkaniu na Skype ktoś spytał czy wiemy do czego służyła „mufka” i co znaczy to słowo. Okazało się, że aż tak termin ten nie wyleciał z naszej pamięci – sprawdziłam dodatkowo w Internecie – mufka jest teraz stosowana dalej ale tylko jako ochraniacz rąk do pchania dziecięcego pojazdu.
Szukamy słów, terminów, przedmiotów, które nam uciekły. Przysyłajcie na mój adres mailowy, razem nie tylko będziemy się przyglądać uciekaniu słów i rzeczy ale też będziemy przypominać sobie nasze historie.
Renata Gryglaszewska
19 stycznia 2021
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969