O Prawie, o Nas Samych i o „Nawykach Serca”
Tomasz Tadeusz Koncewicz
Artykuł publikujemy na stronie Absolwenci Prawa69 dzięki uprzejmości Autora
profesora Tomasza Tadeusza Koncewicza
Tekst stanowi autorską wersję analizy opublikowanej jako Sędzio, schowaj miecz, Gazeta Wyborcza 15-16 lipca 2023 r.,
W wersji rozbudowanej tekst ukazał się jako Opozycjo, dobrze urządzone państwo prawa to coś więcej niż zestaw błyszczących nowością instytucji w Warszawie i jest dostępny na: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,29958750,opozycjo-dobrze-urzadzone-panstwo-prawa-to-cos-wiecej-niz-zestaw.html
Teksty nawiązują do kompleksowej analizy i rozrachunku nie tylko z Polską po 2015 r. ale także po 1989 r. w: T.T.Koncewicz, Jak odbudować państwo prawa w Polsce? O Prawie, o Nas Samych, o Europie i o Obietnicy „Nawyków Serca” w IUSTITIA 1-2(50)/2023 dostępnej na: https://www.kwartalnikiustitia.pl/jak-odbudowac-panstwo-prawa-w-polsce-o-prawie-o-nas-samych-o-europie-i-o-obietnicy-nawykow-serca,12228
Jeśli chodzi o analizę w języku angielskim zob. T. T. Koncewicz, How to rebuild Poland’s rule of law na: https://verfassungsblog.de/how-to-rebuild-polands-rule-of-law/
Jak odbudować państwo prawa w Polsce?
Nie bądź obojętny. Widmo państwa autorytarnego stoi u drzwi twojego domu.
Nie zapuka do drzwi. Wejdzie bez zaproszenia. I zostanie na długo
Mirosław Wyrzykowski
Przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi odzywają się coraz częściej głosy i pytania co dalej? Jak przywrócić w Polsce państwo prawa i czy jest to jeszcze w ogóle możliwe? Za tymi dramatycznie brzmiącymi pytaniami kryje się wielkie i trudne wyzwanie, a efekt końcowy jest wypadkową wielu czynników społecznych, kulturowych, ekonomicznych i politycznych. Jako prawnik myślę jednak o prawnym aspekcie tej dyskusji. Aby miała ona sens i brała pod uwagę punkt, w którym dzisiaj się znajdujemy, kierunek marszu musi zostać dobrze nakreślony, nacisk na państwo prawa prawidłowo rozłożony i wyzwania w sposób czytelny i szczerze nazwane. Tymczasem słuchając różnych wypowiedzi oferujących możliwe scenariusze, mam wrażenie, że zadający pytania i poszukujący nań odpowiedzi, nie dostrzegają jednego elementu kluczowego dla powodzenia procesu przywracania państwa prawa. Dyskusja jest niebezpiecznie jednostronna, ponieważ dominuje w niej myślenie instytucjonalne. O ile wysiłek ma (słusznie) koncentrować się na wskrzeszeniu Trybunału Konstytucyjnego, odbudowaniu niezawisłego sądownictwa powszechnego, niezależnej prokuratury (lista jest długa …), sama perspektywa czysto instytucjonalna tym razem już nie wystarczy.
Co jest więc nam potrzebne, aby państwie prawa dać w Polsce jeszcze raz szansę i wierzyć, że to może być istotnie nowy początek, bez jednak popełniania błędów przeszłości?
Lekcje z upadku państwa prawa w Polsce
Lekcja I. Niedokończona polska konsolidacja demokratyczna
Po 1989 r. mottem przewodnim zmian była stopniowe odcinanie się od przeszłości komunistycznej: wzmocnienie sądu konstytucyjnego, wyeksponowanie państwa prawa jako meta zasady całego ustroju, uwypuklenie znaczenia niezawisłego sądownictwa etc. Osiągnięcia w tym zakresie są niewątpliwe, a członkostwo w Unii Europejskiej w 2004 r. było w pewnym sensie kulminacją tego wielkiego wysiłku instytucjonalnego. Problemem jednak, o czym boleśnie przekonaliśmy się po 2015 r., jest to, że polskie państwo prawa było budowane „od góry”, bez zwracania uwagi na to, w jaki sposób powstający nowy ład ustrojowo - instytucjonalny przekłada się na życie obywateli i jak jest przez nich rozumiany. Polska konsolidacja demokratyczna następowała w sferze deklaracji, tekstu i rozwiązań instytucjonalnych. Nie było prawdziwej dyskusji, po co obywatelom sądy, jak sądy mają sądzić, a urzędnicy załatwiać sprawy, aby budować swoją społeczną legitymizację, na czym polega uznanie Konstytucji za najwyższe prawo RP, jak uczyć ludzi szacunku dla instytucji i jakie postawy pielęgnować w społeczeństwie demokratycznym?. Odpowiedzią na problem(y) miało być tworzenie nowych instytucji i uchwalanie nowych regulacji prawnych. Odpowiedzialni za zmiany w Polsce nie do końca doceniali znaczenia procesu, który musi towarzyszyć tworzeniu coraz to nowych instytucji. Lekceważyli, że funkcjonowaniu każdej instytucji musi towarzyszyć budowanie legitymizacji społecznej przez instytucje dla siebie, ale w równym stopniu dla prawa, które te instytucje stosują. Innymi słowy państwo prawa musi być faktem zakorzenionym społecznie, ponieważ bez tego nawet najlepiej skonstruowane instytucje muszą upaść, gdy atakowi ze strony sił nieliberalnych towarzyszy brak społecznego zrozumienia, dlaczego instytucje istnieją, co i jak robią oraz jakie mają znaczenie w życiu codziennym obywateli.
Dramatyczne konsekwencje takiego odgórnego procesu widzimy i odczuwamy dzisiaj, gdy państwo prawa zostało bez większych problemów rozmontowane w imię nieograniczonej woli większości. Zaangażowanie i głos obywatelski w obronie instytucji był i jest ledwo słyszalny, ale czy mogło być inaczej i czy mieliśmy podstawy oczekiwać więcej, skoro Polak nigdy nie miał okazji nauczyć się reguł demokracji i przyjąć obowiązków wobec wspólnoty? Wcześniejsze 50 lat komunizmu nie sprzyjało budowaniu partycypacji i zaufania do państwa i prawa, o krótkim 20 - leciu międzywojennym nie wspominając. 123 lata rozbiorów z kolei uczyło nie szacunku, ale raczej gloryfikowało opór i nieposłuszeństwo wobec prawa (obcego) i państwa (nieswojego). Z kolei po 1989 r., poza krótkim wzmożeniem obywatelskim w pierwszej połowie 1989 r., głos obywateli ograniczał się do symbolicznego oddania głosu w czasie wyborów, a kolejne cykle polityczne były zdominowane przez walkę polityczna “na górze” i technokratyczne podejście do odgórnej konsolidacji demokratycznej według logiki “potrzebujemy więcej instytucji” i nowych przepisów prawa. W tym samym czasie Polacy rzucili się w wir walki o swoje w wymiarze urządzania własnego życia i dostatku materialnego, tylko sporadycznie spoglądając w kierunku “rozpolitykowanej Warszawy”. Zasad gospodarki rynkowej uczyliśmy się znacznie szybciej niż reguł życia w demokracji. Gdy więc PIS przeprowadził “sprawne” i metodyczne przejęcie państwa, instytucje padały jedna po drugiej przy milczącej aprobacie opinii publicznej. Konsolidacja demokratyczna była oparta na słabych podstawach obywatelskich. Opinia publiczna dosyć łatwo uwierzyła w czarno - białe przesłanie, że TK był faktycznie sądem elit, że sądy zawsze były przeciwko tobie etc. etc. Cnoty demokracji liberalnej w postaci tolerancji, poszanowania odmienności i pluralizmu, nigdy nie stały się elementem codziennego życia i praktyki Polaków. Wrota dla “dobrej zmiany” i powrotu polskich resentymentów i demonów, tylko chwilowo wyciszonych w czasie marszu do Europy po 1989 r., zostały uchylone na oścież … To niezwykle bolesna lekcja.
Lekcja II. (Krytycznie) o sobie samym.
Problemem polskiej demokracji po 1989 r. była pasywność elit intelektualnych, w tym samych prawników. Ta pasywność jest zresztą refleksem problemu szerszego tj. braku zaangażowania obywatelskiego w ogóle i myślenia w kategoriach wspólnoty, za którą ja jako Obywatel też muszę ponosić odpowiedzialność. W Polsce, o prawie w charakterze ekspertów mówili (z małymi wyjątkami) niestety wszyscy, tylko nie prawnicy. Tymczasem to prawnik (szczególna rola w tym zakresie prawników - naukowców) powinien współkształtować rzeczywistość dzięki swojej wiedzy, zdolności krytycznego myślenia i umiejętności opisywania świata. Niestety, to jak naukowiec widzi siebie w Polsce odbiega zasadniczo od tego, jak postrzega siebie w Europie Zachodniej i czego od niego oczekuje opinia publiczna. Tam naukowiec jest uprzywilejowanym uczestnikiem debaty publicznej i współtworzy ją. U nas kraju, często nie potrafi wytłumaczyć, w jaki sposób jego wiedza może być użyteczna dla społeczeństwa, jakie jest jej praktyczne zastosowanie, boi się konfrontacji z szerszym audytorium, przemawia do już przekonanych, zamiast konfrontować swoje poglądy, być gotowym do ich zmiany i zabierać głos w sprawach ważnych i nurtujących opinię publiczną. Nawet jeżeli słyszy lub czyta w mediach piramidalne bzdury (żelazne „po wejściu do UE, Niemcy nas wykupią”; w SN zasiadają komunistyczni sędziowie etc.) nie reaguje, wychodząc z założenia (błędnego!), że przecież to jest tak niedorzeczne, że tak nikt w to nie uwierzy. Na tym polega właśnie błąd, bo to, co jest niedorzeczne dla niego z przyczyn oczywistych, jest wyznacznikiem myślenia i wiedzy o świecie dla innych, którzy wierzą w spłaszczoną biało – czarną wizję rzeczywistości, w teorie spiskowe, czy w antagonizujące wyjaśnianie własnych niepowodzeń („nie idzie mi przez owych innych”). To wszystko oznacza, że tym bardziej trzeba umieć podjąć próbę wyjaśnienia (co jest czymś innym niż dążenie do przekonania za wszelką cenę), że możliwa jest alternatywna wizja rzeczywistości i jej postrzegania. Ta „robota na dole” wymaga cierpliwości i zaangażowania, których zawsze nam brakowało, a dzisiaj czas nie jest naszym sojusznikiem …
Lekcja III. Zła diagnoza
W Polsce po 1989 r. zbyt często jedyną receptą na problem(y) była zmiana obowiązującego prawa i tworzenie coraz to nowych regulacji prawnych. Przepisu(ów) jednak nie tylko przybywało w zastraszającym tempie, ale ich jakość była często na żenująco niskim poziomie legislacyjnym. Niechlubnym symbolem i punktem kulminacyjnym degrengolady Parlamentu było nocne przepychanie za wszelką cenę i przy wykluczeniu jakiejkolwiek debaty parlamentarnej ustaw, które punktowo i bezlitośnie realizują postulaty polityczne partii rządzącej.
Poszukując odpowiedzi na pytanie co dalej z państwem prawa w Polsce, musimy przestać pytać jakie są prawa, ale raczej jacy są ci, którzy te prawa stosują. My tymczasem cały czas robimy znak równości pomiędzy prawem, a przepisem prawa. Ta tekstocentryczność miesza się z hipokryzją, skoro przepis jest fasadowy: obowiązuje, ale nikt go nie stosuje. Postępując w ten sposób nie dostrzegamy zasadniczej różnicy pomiędzy przepisem prawa a ideą prawa. Przepis to prawo pisane (lex), podczas gdy sprawiedliwość (ius) to sfera prawa rozumianego jako kombinacja ideałów słuszności, racjonalności i efektywności. W Polsce zawsze mieliśmy za dużo lex, a za mało mądrej praktyki i interpretacji tego, co już jest. Można w tym miejscu powtórzyć prorocze słowa Łozińskiego, który tak pisał w swoim „Prawem i lewem. Obyczaje na Rusi Czerwonej w pierwszej połowie XVII wieku”: „to nie brak prawa zgubił obyczaje, ale brak władzy, nie brak sankcyj karnych, ale brak ich wykonania. Wiemy, że prawa były dorywcze, niedostateczne, niestanowcze, niejasne i pełne niekonsekwencyj, ale to było mniejsze złe, stokroć gorszym było to, że było bezsilne, że istniejąc, a nie działając, już samym tym martwym swoim istnieniem robiły niekiedy więcej szkody, niż gdyby ich wcale nie było …”.
W Polsce po 1989 r. brzmiało to upiornie aktualnie …
Lekcja IV. Prawo i państwo to nie tylko opresja
Jeżeli państwo polskie gdzieś zawiodło po 1989 r. to w sferze niezrozumienia, że kluczowym aspektem państwa prawa jest także „prawo z ludzką twarzą”. „Prawo z ludzką twarzą” to jednak nie tylko suche przepisy, ale także, a może przede wszystkim, dobra praktyka, która decyduje o ostatecznym kształcie prawa i jego odbiorze przez obywateli. Po 1989 r. mieliśmy i mamy do czynienia z dwoma fundamentalnymi procesami dotykającymi sposobu patrzenia na, i rozumienia, prawa. Dyskusji o prawie w XXI wieku, zwłaszcza w naszej części Europy, nie sposób sensownie prowadzić, jeżeli nie dostrzeżemy tej zależności. O ile obywatel zaczął dostrzegać w prawie tarczę, dzięki której może bronić się przed dominującym i władczym państwem, praktyka prawa (sądy i urzędy) pozostały w tyle za tą cywilizacyjną zmianą i nie zrozumiały konieczności odpowiedniego dopasowania, tak w wymiarze warsztatu interpretacyjnego, jak i świadomości. Prawo z perspektywy państwa polskiego było i jest cały czas niestety zdominowane przez perspektywę miecza, dzięki któremu od obywatela trzeba było bezwzględnie i w majestacie formalizmu prawa wyegzekwować jego zobowiązania wobec Państwa, zamiast go przed tym państwem chronić. W tej konfiguracji państwo było zawsze gotowe na wszelką staranność, czasami bezwzględność w dochodzeniu „swojego”. Podczas, gdy oczekiwanie ludzi na „prawo z ludzką twarzą”, które chroni, było bardzo duże, praktyka stosowania i interpretacji prawa pozostały w tyle. „Prawo-tarcza” zamiast korygować i uelastyczniać system prawny przez wprowadzenie elementów sprawiedliwości, godności, czasami nawet zdrowego rozsądku, cały czas było i jest postrzegane jako aberracja i spotyka się z niezrozumieniem w sądach i urzędach. Gdy obywatel chce jako podmiot uprawniony walczyć z państwem, sądy i urzędy nie są gotowe go bronić z równą gotowością z jaką egzekwuje wobec obywatela prawo jako miecz. Tymczasem nic tak nie alienuje ludzi jak przekonanie, że prawo jest fasadowe, gdy tekst coś daje, ale zapóźniona praktyka i interpretacja nie nadążają za tekstem. W efekcie frustracja ludzi, którzy w sądzie i urzędzie z rożnych często formalnych względów nie dostają tego, czego słusznie oczekują i intuicyjnie rozumieją jako sprawiedliwość. Sędzia czy urzędnik przyzwyczajony do „starego” są niepomiernie zdziwieni, że oto nagle ma przed sobą obywatela, który śmie twierdzić, że państwo jest wobec niego do czegoś zobowiązane, a nie na odwrót. To się musi zmienić. Dobre prawo to takie, które jest zrozumiałe, które tworzy w jego adresatach uczucie, że warto się do niego stosować, które tworzy nawyk i kulturę posłuszeństwa, która nie ma nic wspólnego z sankcją grożącą za naruszenie prawa.
Państwo prawa musi działać i to działać w sposób widoczny dla zwykłych ludzi, a nie wzmacniać przekonanie, że i tak nie warto, bo układ, procedury, czas etc. a w Polsce nic nigdy nie można załatwić. Zazwyczaj wraz z upływem czasu nikt już nie pamięta o co chodziło w sprawie, media przestają się interesować, bo wczorajszy news nie jest już wart dzisiaj uwagi. W ludziach natomiast pozostaje przekonanie, że winni i tak nigdy nie zapłacą i wszyscy czekamy na kolejną aferę, dwa dni zainteresowania medialnego i powolne toczenie się machiny państwowej rozwiązującej problem, aż do uczynienia zeń jeszcze jednej sprawy, która jak zwykle pozostała na etapie „rozwojowej”. Na końcu tej gry prawem „na niby” zaufanie do państwa i jego prawa jest na poziomie zerowym. A wtedy manipulowanie i instrumentalizowanie prawem przez kolejne szarlatańskie większości parlamentarne przebiega przy obojętności ludzi, a wrogie przejmowanie państwa staje się normą. Brzmi znajomo?
Bez takiego przewartościowania akcentów nigdy nie będziemy państwem prawa bez względu na to, jak pompatyczne deklaracje odnajdujemy w tekstach prawnych i jakie nowe instytucje politycy opozycji malują przed nami. Cała dyskusja o państwie prawa zostanie znów sprowadzona do kolejnej reformy instytucjonalnej i zaklinania rzeczywistości, w której kolejne przepisy są lekiem na całe zło. W 2023 r. nie stać już nas na to.
Lekcja V. “W sędziów (u)wierzymy?”
Powyższe oznacza, że poszukując odpowiedzi na pytanie “jak odbudować państwo prawa” musimy, intensywniej niż dotąd, połączyć ją z konieczną dyskusją o samym etosie sądzenia, tak aby ludzie w końcu w prawie dostrzegli sojusznika, a nie tylko mroczną i niezrozumiałą siłę. To sami sędziowie muszą zrozumieć, że gdy akceptują z pokorą krytykę, są gotowi do zmian w sposobie myślenia o swoim powołaniu i władzy. Po 1989 r. nigdy nie mieliśmy rzetelnej dyskusji o tym, po co ludziom sąd i o tym jak sami sędziowie postrzegają i rozumieją swoje powołanie w społeczeństwie. Jeżeli więc chcemy w przyszłości rzetelnie odbudować państwo prawa, dyskusja musi być tym razem budowana wokół tego jak zapewnić zaufanie obywatela do państwa i prawa “od dołu”, w sądzie, w urzędzie. W 2023 r. wiemy już, że zaufania tego nie zbuduje deklaracja: “Polska jest demokratycznym państwem prawa”. Konieczne jest jej umiejętne przekładanie na sprawy i problemy zwykłych ludzi. To na sądach ciąży szczególna odpowiedzialność. Tylko wtedy konstytucja ma szansę stać się naszą KONS-TY-TUC-JĄ. Bezwzględny atak ze strony PIS wymusił to, że sami sędziowie zaczęli dostrzegać w końcu wagę społecznej funkcji swojego zawodu, konieczność komunikowania w sposób zrozumiały swoich orzeczeń, tłumaczenia prawa ludziom, którzy w sądzie widzą ostatnią deskę ratunku, uczynienia z Konstytucji codziennego elementu ich orzekania. Czy jednak nie za późno, skoro dzisiaj nasza rzeczywistość to już zgliszcza państwa prawa? Na początek więc przywracania państwa prawa, musimy prowadzić prawdziwą, rzetelną i często trudną dla samych sędziów, dyskusję o tym co znaczy być sędzią w demokratycznym państwie prawnym. Trzeba w końcu jasno powiedzieć i egzekwować wobec sędziów, że dobre sądzenie to rozstrzyganie konfliktów i ważenie, a nie tylko stosowanie suchego przepisu. To także dostrzeżenie zza akt człowieka z krwi kości. Po 1989 r. tak nigdy nie rozmawialiśmy o sądzeniu. W XXI wieku obywatel nie idzie do sądu czy urzędu, żeby usłyszeć, że coś jest niejasne w przepisie i „proszę poczekać, musimy zapytać kogoś mądrzejszego”, tylko po to aby w tym sądzie dostać ochronę. To niełatwa prawda, ale w 2023 r. nic innego nam nie pozostaje, jak spojrzenie jej prosto w oczy. Bolesne lekcje z upadku niezależnego sądownictwa w Polsce pokazały jak bezbronne są instytucje, które nie cieszą się społecznym poparciem i zrozumieniem. „Państwo prawa” żyje, gdy abstrakcyjne idee i zasady konstytucyjne są przekształcane w praktykę i żywe doświadczenie. Obywatel często wie o prawie tyle co sędzia mu wytłumaczy, ponieważ na tym polega społeczna funkcja sądzenia. Społeczne osadzenie sądu oznacza, że konstytucja ma szanse stać się „konstytucją obywateli”, sąd „moim sądem” i wreszcie, że sędzia jest „dobrym sędzią”. Ten ostatni chroni obywatela przed państwem i tworzy w obywatelu przekonanie, że niezależnych sądów nie można nigdy skazać na zapomnienie, ponieważ bez niezależnego arbitra, obywatel zostaje zdany na łaskę i niełaskę władzy. Gdy instytucje stosujące prawo stosują Konstytucje jako tarcze dla obywateli wobec państwa, budują w oczach opinii publicznej swoją własną legitymizację i uzasadniają swoją użyteczność. Instytucja, która chroni przed państwem, zyskuje najpotężniejszego sojusznika: obywatela.
W polskiej rzeczywistości bezprawia jako elementu codzienności, bez takiego stawiania sprawy, jakakolwiek dyskusja o przyszłości rule of law w Polsce będą brzmieć jak ponury żart.
Lekcja VI. Spychologia
Aby odbudowa państwa prawa się powiodła, konieczna jest w końcu kultura i etos pracy. W Polsce jesteśmy świetni w zarządzaniu problemami, odsyłania, zwracania z powodów proceduralnych etc. Zamiast spróbować wydać rozstrzygnięcie, które zakończy problem, mamy do czynienia z rytualnym i pozornym tańcem nad przepisem, który ma tworzyć wrażenie zewnętrznej (formalnej) poprawności, a który w rzeczywistości alienuje ludzi i zniechęca wobec własnego Państwa. Tymczasem problemy i rzeczywistość trzeba rozwiązywać, zamiast uprawiać „spychologię” według logiki, że ktoś inny powinien się sprawą zająć. Potrzebne jest myślenie pozytywne, co „ja”, jako urzędnik, sędzia etc. muszę i mogę zrobić, aby nie zawieść oczekiwań tych, którzy przychodzą do mnie ze swoimi problemami i wiarą, że zostaną one rozwiązane, zamiast otrzymania formułki „że sprawy nie można załatwić, bo ...”. Odsyłanie z urzędu do urzędu nie może być, tak jak było przez lata, podstawową techniką załatwiania spraw. Takie pozorne administrowanie tylko wzmaga frustrację ludzi i utwierdza ich w przekonaniu, że w Polsce nic nie uda się dobrze załatwić, że system faktycznie zawodzi, jest niefunkcjonalny, a w konsekwencji trzeba go “reformować”. A to tylko woda na młyn populistów i legalistycznych autokratów.
Jeśli więc państwo prawa w Polsce ma mieć jeszcze jakąkolwiek szansę, musimy wszyscy uderzyć się krytycznie w piersi.
Jak przywrócić państwo prawa? Zacznijmy od siebie. Wszyscy
Jakakolwiek konstelacja polityczna chce podjąć wyzwanie przywrócenia państwa prawa w Polsce, musi zarzucić marzenie o “instytucjonalnej różdżce” i fałszywej narracji “a teraz naprawimy od góry”. W państwie przejętym na poziomie instytucji, egzystencjalnego znaczenia nabiera zapewnienie, że to sami obywatele identyfikują się z „państwem starym”, które zostało przejęte, że nadal wierzą w system demokratyczny wychodzący poza urnę, że chcą być obywatelami, a nie tylko pasywnymi świadkami „dobrej zmiany”. Aktywność i czujność obywatelska to podstawowy warunek uznania systemu demokratycznego za skonsolidowany. Gdy ktoś mówi mi: „A teraz zrobię cię demokratą” albo „Wymieniam instytucje, bo one nie pracowały dla ciebie”, od razu odzywają się we mnie sygnały alarmowe. Demokratą nie da się kogoś zrobić, trzeba się nim czuć, widzieć siebie jako część wspólnoty, być zaangażowanym w jej sprawy, krytycznie patrzeć na to, co proponują rządzący. To wyzwanie społeczeństwa obywatelskiego i jego sił żywotnych, które albo będzie w stanie dać odpór, albo nie, dowodząc, że takowym nigdy się nie staliśmy. To pierwsze jest aktywne, reaguje, wspólnotę postrzega poza swoimi czterema ścianami, nie chce tylko świecić światłem odbitym władzy, ale odpowiadać jej swoim własnym głosem i bronić swojej sfery. Społeczeństwo decyzyjne to jednostki rozbite, skupione na sobie i myślące o swoich czterech ścianach, nigdy dalej.
Gdy chcemy więc poważnie dyskutować o jeszcze jednej szansie dla państwa prawa w Polsce, musimy zrozumieć, że prawdziwa „dobra zmiana” zawsze zaczyna się wokół mnie i we mnie, na poziomie rodziny, znajomych, sąsiadów, mojej wspólnoty, osiedla, gminy. Jeśli ma być lepiej, każda dobra zmiana musi zacząć się w ludzkich sercach. Taka prawdziwa dobra zmiana od dołu jest dzisiaj tyleż konieczna, co niezwykle trudna do przeprowadzenia w Polsce, zdominowanej przez pasywność obywatelską, brak kultury konstytucyjnej oraz wręcz dziedziczny brak zaufania do państwa i jego instytucji. To wszystko nie sprzyja budowaniu obywatelskości niestety. W Polsce A.D. 2023 nie można jednak poprzestać na takiej prostej paternalistycznej konstatacji, tylko trzeba walczyć o to, aby poczucie obywatelskości rozbudzić, budować, potem pielęgnować i czynić z niego fundament prawdziwie dobrej zmiany.
Każdy z nas musi więc zadać sobie pytania: Jak bronić państwa prawa? Jakim językiem mówić do ludzi i jak docierać do nich w czasach, gdy prawnicy są konfrontowani z wszechobecnym przekonaniem społecznym i zarzutem, że nasze działania są podyktowane korporacyjnym poczuciem zagrożenia własnych interesów i po prostu obawą, że możemy coś stracić? Co ja sam mogę zrobić tu i teraz? Z pewnością nie tylko pisać, ale i słuchać, mówić, pojechać, gdy zapraszają. Jeżeli dostaję maila z biblioteki w małej gminie w środku Polski „Panie profesorze, przeczytaliśmy wywiad z panem, niech pan przyjedzie i porozmawia z naszą młodzieżą w ośrodku kultury”, to się pakuję i jadę. Nie mam żadnych oczekiwań wobec tych, którzy mnie zapraszają. Wprost przeciwnie, jestem wdzięczny, że po 30 latach pasywizmu prawniczych elit, ktoś jeszcze chce mnie w ogóle słuchać. Nie mogę przechodzić obojętnie, gdy słyszę, że w III RP tylko kradli, że wszyscy sędziowie są skorumpowani, że UE narzuca nam obce standardy etc. etc. Trzeba zabierać głos i żmudnie tłumaczyć, że rzeczywistość nie jest taka czarno - biała, „ponieważ ...” To wszystko co następuję po słowie „ponieważ” stanowi mój prawniczy wkład w, i dopisanie do, trudnego odbudowywania państwa prawa na lepszych i mocniejszych, bo tym razem obywatelskich, podstawach. Gdybym sam poprzestał na akceptacji, że jest źle i już nie będzie lepiej, bo przecież ja sam niewiele mogę poprawić, dawałbym jasno do zrozumienia, że jestem już człowiekiem złamanym obywatelsko, który odwraca się plecami do spraw publicznych, który nie chce się angażować, który się wycofuje.
Dzisiaj żyjemy dzisiaj w czasach próby dla każdego z nas i testu dla naszej demokracji liberalnej (tego co z niej jeszcze zostało). Ostatnie 8 lat było prawdziwym szokiem dla wszystkich, którzy w duchu samozadowolenia, uwierzyli, że polska demokracja jest demokracją skonsolidowaną, a Polacy pełnoprawnymi obywatelami. Tymczasem przez ostatnie 8 lat zobaczyliśmy, że nasze polskie państwo prawa budowane od góry przypominało faktycznie mało stabilną budowlę, która przy najmniejszym wstrząsie może się zawalić i się zawaliła. Po 2015 r. okazało się, że na dole, poza sporadycznymi protestami nie było niestety wiele. Czy więc po latach cichego godzenia się z, i „urządzania się” w niekonstytucyjnej rzeczywistości, możemy jeszcze liczyć na jakiekolwiek obywatelskie nawyki serca? Nie znam dzisiaj odpowiedzi na to niepokojące pytanie, ponieważ rozumiem, że zawsze budowanie obywatelskich nawyków serca u, i w, Nas samych jest znacznie trudniejsze niż tworzenie kolejnych instytucji. Wymaga cierpliwości i trwa nieskończenie dłużej niż sesja parlamentu, czy powołanie kolejnej anonimowej i … rzekomo perfekcyjnej instytucji, komisji etc. jako remedium na całe zło. Tymczasem, gdy wielkie wyzwanie mobilizacji i determinacji stoją przed nami wszystkimi, anemiczna i intelektualnie rozleniwiona opozycja polityczna po 8 latach niszczenia państwa prawa i budowania państwa bezprawia i bezkarności, potwierdza każdego dnia jak niewiele zrozumiała z tragedii ostatnich lat, skoro sporem numer jeden czyni to, czy i kto miał przyjść na marsz 4 czerwca …
Co dalej więc?
Wraz z wyborami parlamentarnymi jako obywatele dostajemy jeszcze raz szansę, aby dowieść, że po 2015 r. zrozumieliśmy, że aby przetrwać, demokracja musi być zawsze mocna głosem i przywiązaniem obywateli do konstytucyjnych podstaw wspólnoty. Najlepszą bronią wobec arogancji i bezkarności, kłamstwa i manipulacji władzy musi być obywatelska gotowość do zabrania głosu i sprzeciw. Zamiast sentymentalnego rozpamiętywania przeszłości i bezspornie popełnionych błędów, musimy dzisiaj rozmawiać o nich rzetelnie i otwarcie, w duchu samokrytyki, w dobrej wierze budować kulturę „dobrej roboty”, uwrażliwiać na niegodziwość, wzmacniać potrzeby partycypacji, aktywności i tłumaczyć znaczenie szacunku wobec instytucji i prawa. Te wybory mogą być szansą nowego otwarcia, tylko gdy zrozumiemy, że dobrze urządzone i porządne państwo to coś znacznie więcej niż zestaw błyszczących nowością instytucji w Warszawie. To przede wszystkim „My obywatele”. Bez solidnego podglebia, wszystko budowane na górze zawsze będzie przypominać zamki z piasku, które muszą runąć w starciu z autokratami. W maju 2023 r., gdy piszę te słowa, musimy przede wszystkim zrozumieć, że szansę na odbudowanie państwa prawa w Polsce możemy mieć tylko wtedy, gdy zaczniemy „na dole”, każdy od samego siebie, tu i teraz. Dzisiaj to proces bardzo spóźniony i dlatego to jest i będzie najtrudniejsze.
Podkreślenia w tekście pochodzą od redakcji Strony Absolwenci Prawa 69
26 lipca 2023
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969