Interesujące uwagi
Absolwentki 69
Justyny Jaroszek
Kochani! Przedstawiam Wam do przeczytania moje myśli nieuczesane, które przelałam na papier z prawdziwym poświęceniem gdyż boli mnie ręka po nieudanej operacji nadgarstka i jako załącznik do starych zdjęć, chyba 67 lub 68-y.
Wielokrotnie mobilizowana przez nasze Prezydium Zjazdowe do aktywności na stronie internetowej doszłam do wniosku, iż nie jestem w stanie wymyślić żadnego oryginalnego tematu i siłą rzeczy muszę ograniczyć się do wspomnień i refleksji z nimi związanych , które zresztą były już szeroko prezentowane przez Koleżanki i Kolegów. Nie chcę bowiem nikogo informować co robię i czytam ani też niczego sugerować, bo wszyscy macie ugruntowane zainteresowania i poglądy i dostępność do wszelkich możliwych źródeł.
Jak to już było wykazywane przez różnych wielkich myślicieli i uczonych, w dojrzałym wieku ludzie chętnie sięgają do wspomnień a my, Absolwenci 69 szczególnie, ponieważ często spotykamy w naszym gronie.
Niedawno w jednej mądrej gazecie wyczytałam, że mamy naturalną tendencję do patrzenia w przeszłość przez różowe okulary i surowszego oceniania teraźniejszości. Podobno mózg nasz segreguje nasze doznania, a wspomnienia negatywne składuje w miejscu, do którego zacierana jest ścieżka dostępu. Dlatego niektóre traumatyczne przeżycia niezbyt wiernie są odzwierciedlane, czasami zmieniane a nawet zacierane, co niejednokrotnie dawało się zauważyć na sali sądowej.
Ad rem. Czym był dla mnie okres studiów? Odpowiedź: cudownym czasem, młodością, spełnionym marzeniem, oczekiwaniem na lepsze. O wyborze studiów we Wrocławiu zdecydował urok tego miasta, które było moją miłością od pierwszego wejrzenia. Oprócz zawodu (radcy prawnego), studiom zawdzięczam entuzjazm dla narciarstwa. Otóż na trzecim roku studiów zwróciłam się do uniwersyteckiej komisji socjalnej o zapomogę pieniężną i ku mojemu zmartwieniu zamiast żywej gotówki dostałam obóz narciarski w schronisku na Przechybie k/Szczawnicy (ponad 2000 n.p.m.). I ja, dziewczyna z nizin udałam się tam wraz z innymi uczestnikami obozu objuczona plecakiem i wypożyczonym sprzętem narciarskim. Po 8-godzinnej wspinaczce w śniegu po kolana dotarliśmy kompletnie wyczerpani do schroniska na szczycie góry, co zważywszy na moją kondycję fizyczną można porównać do wyczynu zdobywców szczytów himalajskich. Jednak po tym obozie pozostała mi miłość do gór, narciarski bakcyl i nawyk zimowej rekreacji, co później próbowałam zaszczepić moim dzieciom.
W moich wspomnieniach studenckich główne miejsce zajmuje życie w akademiku – Dwudziestolatce. To tam nawiązałam pierwsze i najważniejsze przyjaźnie – Miśka Sanecka, Nina Klajnert, Bożena Zofia Krotlińska. Tam w holu odbywały się jakieś występy kabaretowe, zebrania i prelekcje. Tam byłam na pierwszej prelekcji naukowej prof. Jończyka. Dużo się działo w tym akademiku, kwitło życie towarzyskie, były kluby brydżowe i nie było czasu na nudy, mimo, iż początkowo był to dom o zaostrzonym rygorze, gdyż odwiedziny były dozwolone tylko 2 razy w tygodniu. Dziwiłam się, że niektóre koleżanki wolały wynajmować pokoje na mieście.
Oczywiście poczesne miejsce w moich wspomnieniach zajmują zajęcia na uczelni, wykłady (byłam fanką prof. Baszkiewicza) i anegdoty z nimi związane, zajęcia ćwiczeniowe i aktywiści na tych zajęciach, przerwy między ćwiczeniami, na których koleżeńskie więzi zadzierzgali palacze i wagary spędzane w okolicznych kawiarniach m.in. Słonecznej i w Ratuszowej, gdzie rarytasem był kotlet schabowy po parysku. Oj można by dużo ale o tym już pisaliście.
Chciałabym się tylko pochwalić, że ja też miałam swoje zabawne, nietypowe przeżycia związane z egzaminami, przy czym dwa z nich utkwiły mi szczególnie w pamięci. Egzamin z filozofii u prof. Ładosza: „piździawa” za oknem … ze zdającym kolegą plączemy się w meandrach przedmiotu co nie wróży nic dobrego sądząc po skrzywionych ustach profesora. Nagle salwując się z opresji swojej odpowiedzi kolega prosi o otwarcie okna i profesor łaskawie zezwala. Powiało aż się zatrząsałam z zimna, mokre płaty śniegu wpadły do pokoju. Za chwilę kolega histerycznie prosi o zezwolenie na zamknięcie okna. Ładosz najwyraźniej rozbawiony zezwala, … następnie przerywa egzamin i wstawia nam po 3 (uważam nieskromnie, że mnie szło lepiej). Doszłam do wniosku, że osławiony pogromca studentów miał jednak poczucie humoru. Drugie dotyczy egzaminu u prof. K. Orzechowskiego: podczas odpowiedzi nie mogłam opanować trzęsących się kolan. Profesor to zauważył i wielkodusznie polecił mi udać się do toalety aby ochłonąć. Po powrocie (a chwilę to trwało) kontynuowałam i zakończyłam z dobrą oceną.
Myślałam, że nie będę miała co napisać ale jak się do tego zabrałam to mam taki natłok myśli, że starczyłoby ich na wcale niecienką książeczkę, może „autobiografię studencką”. A co mi tam, teraz taka moda. Parafrazując poetę – pisać każdy może, lepiej lub gorzej... A skoro jesteśmy przy poetach to jednak Wam powiem że lubię W.Młynarskiego. Może Was zachęcę do czytania jego poezji fragmentem wiersza pt. Jeszcze W Zielone Gramy
‘’Przez kolejne grudnie , maje człowiek goni jak szalony,
a za nami pozostaje sto okazji przegapionych,
ktoś wytyka nam co chwilę, w mróz czy w upał, w zimie , w lecie
szans niedostrzeżonych tyle –
i ktoś rację ma, lecz przecież...
Jeszcze w zielone gramy (...)’’
Piosenkę tę przepięknie wykonuje Daria Zawiałow.
Dodam jeszcze że podziwiam Danusię Kapołkę za jej pasję poetycką i Tadzia Dobieckiego za jego wiersze. A w ogóle pozdrawiam wszystkich naszych artystów, których twórczość i występy umilały nam czas na naszych zjazdach.
Kończę już żeby zaoszczędzić cenzorowi roboty.
Justyna Jaroszek de domo Tyczyńska
Na czarno – białych zdjęciach ja z Miśką naszym pokoju w akademiku i przed akademikiem.
7 kwietnia 2021
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969