Andrzej w Kalamburze - wspomina o Andrzeju jego żona Iwonka Grzebykowa.
Po maturze w 1964 roku Andrzej miał zamiar zrobić coś, co nie spodobało się jego rodzicom. Zamierzał zdawać do Szkoły Teatralnej. Przygotowywał się do tego od dłuższego czasu. Jako doświadczony w konkursach amatorskich recytator chłonął poezję, pobierał dalsze lekcje dykcji, uduchowiony przemierzał ulice swojego miasta („Skąd mi się ta uroda bierze?, Co te dziewczyny we mnie widzą?”). Wychowany w uroczo mieszczańskiej przemyskiej rodzinie od dawna miał wyznaczone swoje miejsce w życiu – podobnie jak jego rodzeństwo. Starsza siostra Ewa miała być Lekarzem i już studiowała medycynę we Wrocławiu. Andrzej miał zostać Panem Mecenasem, a więc powinien studiować prawo, natomiast jego młodszy brat Stefan został poświęcony ojczyźnie i dwa lata później oddelegowany do Wyższej Szkoły Oficerskiej – też we Wrocławiu. Wrocław jako miejsce studiów potomków rodziny Grzebyków został wybrany w sposób przemyślany. Osiedliła się tu bowiem siostra ich mamy – Pani Doktorowa Cioteczka Siaka. Willa na Oporowie, w której mieszkała Cioteczka była pierwszym miejscem pobytu całej trójki po kolei – na okres egzaminów wstępnych i pierwszych trudnych dni adaptacji. Następnie każdy z młodych Grzebyków przenosił się na stancję do innej willa na Oporowie, starannie wybranej przez Cioteczkę – koniecznie u Państwa Profesorostwa – co akurat na Oporowie nie było trudne.
Wracając do początku. Andrzej przezornie złożył dokumenty na dwie uczelnie: do Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i na Uniwersytet Wrocławski na Wydział Prawa. Ponieważ egzaminy do szkół artystycznych są zawsze wcześniej mógł bezkolizyjnie zdawać na dwie uczelnie. W Krakowie mu się nie powiodło. Przeszedł wprawdzie do drugiego etapu (praktycznego), pięknie wyrecytował przygotowane wiersze, jednak śpiew nie był jego najmocniejszą stroną. W dodatku jeden z członków komisji ośmielił się zapytać Andrzeja czy nie jest Ukraińcem (!). Andrzej, głęboko urażony taką impertynencją z honorem wycofał papiery z PWST i – tym razem z powodzeniem – zdał egzaminy na prawo. Rodzice odetchnęli z ulgą.
Po przyjeździe do Wrocławia, Andrzej – nie mogąc w Krakowie zaspokoić swoich artystycznych apetytów – szukał kontaktu z poezją i penetrował życie teatralne we Wrocławiu. Początkowo skupił się na teatrze Ireny Rzeszowskiej „Zielona latarnia” lecz po analizie repertuaru i obejrzeniu paru spektakli przyznał sam przed sobą, że nie ma tam szans. Tymczasem pracowita Cioteczka znalazła odpowiednie miejsce do zamieszkania i Andrzej zajął jeden z trzech pokoi wynajmowanych przez Pana Profesora na piętrze willi przy ulicy Solskiego 35. Pozostałe pokoje zajmowali: Wanda Milczanowska – lekarz pediatra i Stasiu Krotoski – asystent na Wydziale Prawa i od czterech lat aktor teatru Kalambur. I to było to! Andrzej bardzo szybko poddał się aurze towarzysko związanej grupki lokatorów i ta przyjaźń towarzyszyła mu przez całe życie. Wanda była później świadkiem na naszym ślubie (drugim świadkiem był Romek Kulikowski) i fachowo opiekowała się naszymi dziećmi, a potem wnukami (tzn. Grzebyków, Krotoskich i Kulikowskich), a Stasiu wprowadził do Kalambura. Tak Kalambur stał się jego drugim domem. Kusił wdziękiem towarzyskim, temperaturą dyskusji, metaforyką przedstawień, nasyceniem poezją. Andrzej wychowany w etyce salezjańskiej rozpaczliwie próbował łączyć obowiązki pilnego studenta wymagających studiów z kolorowym życiem kalamburowca. Jednak studia musiały w końcu podporządkować się teatrowi: najpierw próba później kolokwium … poległ na III roku. Powtarzał VI semestr „za zgodą p. Dziekana z dnia 26.IX.1967r. w roku akad. 1967/1968”. Podpisano doc. dr Jan Jończyk.
Tak więc pół roku tylko dla teatru. W tym czasie Andrzej swoją przynależność do Kalambura obnosił zazwyczaj w czarnych swetrach i zwiędłej od dymu i promili pozie artysty awangardzisty. I oczywiście uczestniczył w dalszych próbach. To te wcześniejsze przyczyniły się do porażki u prof. A. Stelmachowskiego.
Premiera Futurystykonu w reżyserii Włodzimierza Hermana odbyła się w październiku 1967r. Był to program poświęcony polskiej poezji futurystycznej wystawionej w ramach Sceny Poezji Kalambura.
Od tego czasu kalendarz zajęć i terminów kalamburowych rzutował na pozostałe obszary życia. Wszystkie ważne jego aspekty miały miejsce w tzw. międzyczasie – nauka, praca, randki, ślub, nawet narodziny syna Michała.
Koniec studiów w 1969r. nie był dla Andrzeja wyrokiem, pozostał intensywnie związany z Kalamburem do końca jego (Kalambura) studenckiego żywota, czyli do 1978r.
W sumie Andrzej aktywnie uczestniczył w 10 przedstawieniach – w tym w 3 dużych projektach poetyckich (Futurystykon, W rytmie słońca, Biała skrzynia) – z którymi przejechał pół Europy, Związek Radziecki, Stany Zjednoczone i Kanadę.
Teatr wpłynął na jego dalsze losy w dość istotny sposób. Po studiach próbował łączyć życie etatowe, pozaetatowe i duchowe, co skutkowało częstą zmianą pracy – a wcześniej nawet wyborem pracy takiej, która dawałaby mu możliwość pozostania w teatrze. Kalambur na przełomie lat 60-tych i 70-tych często był zapraszany na polskie i zagraniczne przeglądy, festiwale czy inne konfrontacje artystyczne. Niekoniecznie służyło to ciągłości pracy. Andrzej wielokrotnie przekraczał cierpliwość swoich pracodawców. Przełomowym był rok 1978. Kalambur zmienił swój status, urodził się Michał i Andrzej dopiero wtedy zaczął budować swoją karierę sumiennego urzędnika państwowego. Był 10 lat do tyłu. Oczywiście nigdy tego nie żałował.
Elżbieta Iwonka Grzebyk
5 czerwca 2014
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969