Wspomina Staszek Shpetner
Przyznam że z niemałą przyjemnością przeczytałem wspomnienia Romka o rajdach Marzanny. Uczestniczyłem w dwóch - w III i IV. Z tego pierwszego (czyli nr III) pamiętam rzeczywiście zimną noc, którą spędziłem okutany w śpiwór w namiocie. Rankiem, równie zimnym, podziwiałem zamarzniętą na lód wodę w menażce, która też spędziła noc w namiocie, tyle że nie w śpiworze.
Ten drugi, czyli IV rajd Marzanny, pozostawił nieco więcej wspomnień, a przede wszystkim to o śniegu na północnym zboczu Jeleńca (jeśli chodzi o umiejscowienie zdarzenia to tu polegam na wiedzy geograficzno-turystycznej Romka). Jednakże nieco inaczej utrwaliło mi się w pamięci samo przejście tego pokrytego śniegiem odcinka trasy. Romek chwali się, że to nie była żadna przeszkoda dla takich dwóch dzielnych traperów. W pełni zgadzam się z dwoma jego twierdzeniami: było nas dwóch i byliśmy dzielni. Ale przeszkoda była i to spora.
Przede wszystkim ten zalegający warstwą mniej więcej po kolana śnieg. Romek pisze o zimie wiosną. Prawda to, niby jeszcze zima, ale już robiło się trochę cieplej i śnieg topniał, tyle że taka to już natura – on zaczyna topnieć od dołu. Gdy stawia się nogę na górnej warstwie, białej i dziewiczej (bo to my dzielni traperzy byliśmy piewszymi co szli tą trasą w owym roku), to noga, niczego się nie spodziewając, zapada się jakby w pustkę i zatrzymuje się dopiero na matce ziemi lub dokładniej w wartkim, spływającym w dół potoku wody z roztopionego śniegu. I tak po kilku krokach w naszych butach radośnie chlupało, zaś skarpetki i spodnie do wysokości kolan nasiąknięte były do nasycenia wodą. Tak to brnęliśmy przez kilkaset metrów, przemoczeni do kości.
Ale i to nie wszystko. Otóż oprócz zalegającego śniegu nad tymże północnym stokiem Jeleńca przeszła kilka dni przedtem wichura, która powaliła sporą ilość drzew, w tym i tych, na których był wymalowany szlak. Tak to przez kilkaset metrów szliśmy w zasadzie w ciemno nerwowo poszukując szlaku na drzewach, które przetrwały wichurę. Więc to co pisze Romek o tym niezbaczaniu ze znakowanego szlaku, pomniejsza co nieco naszą traperską dzielność. Dzielność dzielnością, ale z ulgą ujrzeliśmy w końcu w dolinie dach Andrzejówki. Dalej było jak pisze Romek. Nie pamiętam już jakich to metod przetrwania użyliśmy w procesie suszenia. Nie mogę przysiąc, że była to tylko ciepła zupa.
Z tego IV Rajdu Marzanny pamiętam jeszcze jeden niewielki epizod. Trzeba pamiętać, że Rajd odbył się w dość delikatnym okresie Marca 1968, tuż po strajkach studenckich w Polsce i we Wrocławiu, w sytuacji w dalszym ciągu napiętej. Przechodząc trasę na odcinku przed wyżej opisaną śnieżną przygodą, natknęliśmy się niespodziewanie na patrol MO. Patrol to dużo powiedziane, mowa o samotnym milicjancie z jakiegoś miejscowego posterunku. Tenże widząc dwóch młodych ludzi wałęsających się w strefie przygranicznej (przypominam "niewierne" Czechy Dub eka), zażądał od nas wylegitymowania się. Jego czujność wzmogła się jeszcze bardziej, gdy ujrzał nasze legitymacje studenckie. Nie jestem pewien czy w swojej perspektywie nie wykluczał już awansu za unicestwienie spisku i nielegalnej, wywrotowej działalności wrogich czynników. Zażądał więc sprawdzenia naszych plecaczków i przeprowadzenia rewizji naszych kieszeni. Na szczęście zostawiłem w domu egzemplarz wydrukowanej przez nas deklaracji studenckiej, o której pisałem w moim poprzednim wpisie. Byliśmy czyści jak łza i zawiedliśmy nadzieje gorliwego przedstawiciela władz na należną mu nagrodę.
Tel Aviv, luty 2020 Staszek Shpetner
Na witrynce jest zdjecie, które w poprzednim artykule http://www.absolwenciprawa69.pl/kategoria.php?artykul=161&kat=9 zamieścił Romek S. Po ukazaniu sie artykułu na naszej stronie zadzwoniła Halinka P i prosiła o roszyfrowanie osób ze zdjecia. Ja nie jestem w stanie tego zrobić ponieważ na żadnym rajdzie nie byłam i nikogo nie rozpoznaję, ale może ktoś z Was potrafi zdjęcie rozszyfrować. Proszę o informacje na mojego maila Renata G
4 marca 2020
Copyright © 2014 | Łukasz Parysek & Absolwenci Wydziału Prawa 1969